Strony

niedziela, 9 grudnia 2012

PROLOG



***

Szły ulicą. Glany stukały o kostkę brukową, ale żadnej to nie przeszkadzało. Hanka wesoło merdała ogonkiem, kiedy poczuła, że jest spuszczana ze smyczy. Sznaucerka w podskokach pohasała na łączkę.

-Nareszcie jesteśmy. - Powiedziała Melania dynamicznie ściągając z siebie bluzę i kładąc ją na lewej stronie na ziemi.
-Nic dziwnego, że dopiero teraz jak się tak ciągnęłaś.
-Foch! Twoje luksusowe miejsce obok mnie na bluzie zostało ci niniejszym odebrane!

Milena parsknęła śmiechem, Melania jej zawtórowała.
-O nie jak ja zdołam przeboleć tą stratę!
-Nie wiem musisz się z tym jakoś pogodzić! -  Lena zrobiła minę szczeniaczka. - Okey, okey zgadzam się, właź.
-Na to właśnie liczyłam.

Przez chwilę patrzyły na Sonię, która jak nigdy obszczekiwała butelkę pozostawioną przez jakiegoś menela. Potem jak zawsze wytarzała się w niej.
Melania zaczęła wspominać jak zostały przyjaciółkami. Kiedy Milena się wprowadziła szukała przyjaciół, albo chociaż znajomych... Niestety nie cieszyła się dobrą sławą. Jak później stwierdziła ze śmiechem wszyscy obawiali się zglanowania. Zawsze była „metalówą”. Nie wszystkim się to podobało, co dziwne większość tych ludzi nazywała się „tolerancyjnymi”, kiedy Mel się o tym dowiedziała myślała, że wybuchnie śmiechem. Nikt nie przewidział, że Milka jest naprawdę sympatyczna, nawet Melania się nie domyśliła. Milena stworzyła swój stereotyp będąc niemiłą, np. śmiała się z cudzego upadku, wkurzała się kiedy ktoś ją krytykował, odpłacała mu się sporą wiązanką bluzg. Pewnie do tej pory byłaby samotna, gdyby nie jej spostrzegawczość. Mianowicie już wcześniej zauważyła Melanię-Mel tak nie mówił do niej nikt oprócz Mileny. Mel rzucała się w oczy jak wściekły pies wokół kotów. Była tak cholernie pozytywnie nakręconą osobą, na pewno taką też zostanie do końca swego życia. Dziewczyny w klasie III a były dużo różnorodniejsze niż chłopcy. Ci dzielili się tylko na tych tępych, intelektualistów, osiłków i zboczuchów, czasami ktoś potrafił należeć do obu grup, no może nie zdarzyli się tacy, którzy należeli do intelektualistów i osiłków. Dziewczyny to był istny labirynt osobowości. Były puszczalskie (przynajmniej na takie wyglądały, nie wykluczone, że były dziewicami), chichotki, lolitki, męczennice (tnące się), kujonki, modnisie, emoski, imprezowiczki, i tak zwane, przez Melanię pretty ladies (przez innych sucze, nie mylić z sukami). Tak więc, Mel była mieszanką osobowości, jak sama zawsze przyznaje jest pełna sprzeczności. Milena ją zauważyła bo jako jedyna Mel nie nosiła obcasów, nie będąc kujonką jej oceny były naprawdę dobre, potrafiła się śmiać nienachalnie, ale w tak specyficzny sposób, że wszyscy wokół natychmiast się zarażali. Nie była zbyt ładna, miała sianowate, ciemno blond włosy, duży, orli nos, wielkie niebieskie oczy, bardzo blada. Wysoka, z kilkoma nadprogramowymi kilogramami, z którymi od lat próbowała się uporać. Wiecznie uśmiechnięta. Nosiła się przeważnie na czarno, tak jak Milena, która zorientowała się, że Mel jest dobrym materiałem na przyjaciółkę, kiedy zauważyła ją w szatni sznurującą buty. Jedne z bardziej zniszczonych, zaniedbanych glanów,które ta kiedykolwiek widziała. W dodatku miały zielone sznurówki. Ich ulubiony kolor... Wtedy już wiedziała, że to jest przyjaźń od pierwszego wejrzenia.

-Co ty taka zamyślona?
-Nie po prostu... Ha ha patrz, mała znalazła patyk.
-Ha ha! Zawodów z tyczką ciąg dalszy.

Wszyscy, którzy to czytają muszą wiedzieć, że Hania jest mistrzynią tyczkarstwa. Mianowicie w tyczkarstwo Hance gra się w ten sposób, że ona przynosi patyk, a nieszczęśnik na którego trafi musi jej go rzucać dopóki nie odpuści. Co rzadko następuje po 15 rzutach.
Milena dźwignęła się na nogi i zaczęła rzucać.
Była ona niezwykle jasną blondynką, mówili świński blond, ale ani jej, ani Mel nie spodobało się to określenie. Ciemno niebieskie oczy z plamkami były jej znakiem rozpoznawczym. Nos z niezbyt widocznym garbkiem, włosy krótko ścięte, przed ramię. Skóra bardzo blada, a w kącikach ust wieczne zajady. Wysoka, ale niższa od Mel, za to od niej szczuplejsza, zwłaszcza w talii. Kiedy założyła obcisłą bluzkę wystawał jej kręgosłup, a kiedy miała odsłonięte plecy widać było małe włoski, taki jakby meszek. Taki jak u anorektyczek. Lena nią nie była, chociaż krążyły różne pogłoski. Nie zachwalając zbytnio jej figury, której nie powstydziłaby się niejedna modelka, była troszkę odtłuszczona, chcąc  przez to powiedzieć, że nie miała tam mięśni...
Takie właśnie były i zostaną. Nie ważne w jakiej sytuacji się znajdą i co przejdą.