Strony

niedziela, 3 lutego 2013

Powiadomienie.

Żyjemy, mamy się dobrze.
Nasze plany, aby w ferie coś napisać, chyba legną w gruzach.
Wena nas opuściła, ale główki pracują. 
Tak szybko się nie poddamy! 


Cały czas jestem aktywna i dostępna TUTAJ.
Pozdrawiamy was serdecznie.

piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział 2.


Pierwsza porządna akcja!
Mam nadzieję, że zaspokoi to naszych wiernych czytelników w liczbie czterech. Tekst napisany dnia dzisiejszego przez 
pande monium, 4 grosze zostały wtrącone przez Zorn.

Początek stycznia. Wszyscy, ale to wszyscy miło nastawieni po przerwie świątecznej ze zniecierpliwieniem oczekują ferii zimowych. Są normalnie jak narkomani na głodzie. Aż ręce im się trzęsą. Takie przekonanie niosła właśnie z sobą Melania.

-Dzień dobry!- powiedziała do swojej niemiłej sąsiadki, niezwykle uprzejmie zważając na sytuację.
-Dzień dobry!- powiedziała jednocześnie jej siostra Ala i odpowiedziała sąsiadka. Kiedy tylko je ujrzała przestała odśnieżać chodnik i po prostu się patrzyła. Dziewczyny biegły. Miały rozpięte kurtki, wiszące szaliki, kanapki w dłoniach. Śmiesznie brzmiało kiedy mówiły.
Minęły sąsiadkę, biegły drogą, na szczęście okolica jest bardzo spokojna. Skręciły w łączkę – skrót.
-Alka poczekaj! Zaraz będę myła zęby!- obie zaczęły się śmiać Melania trzymała w ręce miętową gumę do żucia.
Strasznie się spóźniły. Wstały o 7:45 i nie wiadomo jakim cudem już po 10-ciu minutach wybiegały z domu.
Po 4 minutach były w szkole. Tam Mel wyrzuciła z siebie potok słów i przytuliła ok. 5 osób.
-Hej -przytulenie- wiem późno jestem- przytulenie- zaspaliśmy, musiałam biec- przytulenie- masakra! Nie było dzwonka -przytulenie i dziewczyny pokręciły głowami (na nie)- Czy to nowa bluzka? - przytulenie.
Istotnie bluzka była nowa bardzo ładny turkusowy kolor, dekolt rozpinany na guziczki. Cycki Żanety ładnie w nich wyglądały. Zresztą jej cycki były ładne (i całkiem spore) więc to nic nadzwyczajnego

-Kurde, chyba obtarłam sobie pięty, nie zdążyłam zawiązać glanów... Ależ się za wami stęskniłam!
Chyba najbardziej za Żanetą, podczas przerwy widziała się z Leną, zwłaszcza na wspólnych wyprawach „do psiaków”, jak zwykła mawiać Mel. Były przyjaciółkami od 2 klasy podstawówki, najlepszymi. Milena dołączyła do nich w drugim półroczu drugiej klasy.

-Chodźmy na lekcję...
-Pierwszy niemiec, może znowu ją zagadamy?
-Nie mówię nie, widzę Milka znowu knujesz te swoje niecne plany...
-Zło wcielone, czuję, że będzie niebezpiecznie. - Żaneta wiedziała o czym mówi.
-O! Patrzcie Klaudia znowu podlizuje się jej ulubionemu panu od wf.- powiedziała Emi,która była w temacie.
Była dziewczyną o bystrym intelekcie. Pochodziła z wielodzietnej rodziny, miała ośmioro rodzeństwa. Przeciętna, urzekające, głębokie dołeczki w policzkach, krótkie brązowe włosy, przeciętnej figury. A wracając do Klaudii to baaardzo skomplikowana sprawa...

Więc Klaudia i pan Andrzej są w znajomości bliższej niż tylko relacja typu uczeń -nauczyciel. Nie mówi się o tym oficjalnie, lecz z obserwacji wszystkich koleżanek Klaudii wynika, że coś ich łączy. Milena mówiła Melanii, że widziała ich na mieście, gdzie stali i rozmawiali.
W sumie nie należy tego nazywać „miastem”, miejsce gdzie mieszkały Melania i Milena było najzwyczajniej w świecie miasteczkiem- obie lubiły tą nazwę. Wręcz wioską z prawami miejskimi. Wokół miejscowości było wiele wiosek, w nich mieszkały m. in. Żaneta i Emilia. Nikomu to nie przeszkadzało no może wtedy gdy dziewczyny chciały się spotkać trzeba było zorganizować dojazdy. Miasteczko malutkie może ze trzy małe sklepy odzieżowe, 1 supermarket (ukochana Biedronka wszystkich uczniów, wybudowana ku ich uciesze kilka kroków od szkoły. )Jeden dosyć spory i kilka małych sklepów spożywczych oraz ulubione miejsce Melanii i Mileny ,czyli schronisko. 3 szkoły: podstawówka z gimnazjum (tam chodziły) gimnazjum z liceum i samo liceum.
Klaudia to całkiem ładna dziewczyna, pół szkoły zazdrościło jej super-długich szczupłych nóg. Figura dość zgrabna, od patrzenia na twarz się nie ślepło, czyli może być.Cóż była dziewczyną dla tych którzy lubią puste, nie do końca rozgarnięte lale. Pan Andrzej- żaden uczeń nie mówił do niego po nazwisku. Krótko mówiąc najpiękniejszy to on nie był... Łysy (zawsze nosił czapkę z daszkiem, być może z powodu swej łysiny), lekka nadwaga, niski, łydki przypominały świńskie kopytka. Nie wiadomo co ją do niego skusiło.

-Naprawdę jeszcze jej to nie znudziło?- Lena była wręcz rozgoryczona
-Wiesz może to jak dziwnie patrzą się z tego powodu na nią inni jej się podoba...- Żaneta potrafiła knuć najdziwniejsze teorie spiskowe.
-Ja tam nie wiem... Nie wiem też co jej w nim się tak podoba... O! Dzwonek!
Niemiecki, dla Mel był super- łatwy zawdzięczała to głównie zajęciom pozalekcyjnym z tego języka do których namówili ją rodzice jakieś 3 lata temu, Lenie szedł dobrze, ze wszystkich przedmiotów uczyła się bardzo systematycznie w przeciwieństwie do Mel. Żanecie nieźle, a Emi trochę gorzej, ale radziła sobie.
Następna lekcja matematyka. Na niemieckim Żaneta siedziała z Mel, na matematyce Mel z Leną.
Podczas tych dwóch lekcji stwierdziły, że na wf-ie, który jest kolejną lekcją będą się dokładniej przyglądały tej nie zwykłej „parze” oraz określiły okres w którym to się zaczęło. A było to mniej więcej w pierwszych miesiącach drugiej klasy.

-Mel pośpiesz się! Ile można siedzieć w głupiej łazience?
-Ja się przygotowuje mentalnie i sikam, czy to ci nie wystarcza?!
-Czemu przygotowujesz się mentalnie do zwykłego wf do jasnej cholery?!
-Bo to niezwykle brutalny przedmiot, nie wiesz?
-Ok ale wyłaź już bo nie zdążę się przebrać.
-Taaa-daaam. Może być?- Zapytała przyjaciółki o zdanie na temat kitki.
-To to tam tyle robiłaś?! Żartujesz chyba?
-Nie ,wcale nie i musisz przyznać, że się udała- Powiedziała Mel z wielkim uśmiechem, dumna z siebie.
-Nienawidzę cię!
-Też cię kocham! You've got the bad reputation!- Zanuciła piosenkę Bad reputation ,zcoverowaną przez Acid Drinkers, a Lena zaatakowała ją morderczym spojrzeniem- Turn yourself around!- nuciła dalej.
Kiedy doszły do hali zadzwonił dzwonek. Pobiegły się przebrać do szatni, ale w drzwiach wpadły na kogoś nie znajomego, wyglądał dość młodo, mniej więcej na ich wiek. Był w słuchawkach, zdjął je, a dziewczyny mogły wyraźnie usłyszeć „I'm just not your enemy” (co zresztą w tym wypadku było prawdą) tekst z piosenki ich ulubionego zespołu Bullet For My Valentine (możecie usłyszeć wchodząc na bloga).

-Kurde Mel wytłumacz też mnie, jesteś przebrana, ja lecę.- Pobiegła zanim ona cokolwiek odpowiedziała.
-Sory, spieszyłyśmy się- zaczęła z przejęciem tłumaczyć się Melania, podczas gdy chłopak był całą sytuacją bardziej rozbawiony niż wkurzony.- Zaraz ty się w ogóle nie gniewasz...
-Ani trochę. Też jesteś fanką Bullet'u, znaczy tak wnioskuję po twojej koszulce- Była ubrana w czarne „pumpy” bluzę w takim samym kolorze i białą koszulkę z ich logo którą dostała pod choinkę od Leny.
-Tak ja i ta która przed chwilą zostawiła mnie na twoja pastwę. Jesteśmy ich wielkimi fankami. I ty chyba też, bo sam powiedziałeś „też” więc się tego spodziewam- Powiedziała wchodząc do środka, on za nią.
-Nom, masz rację, jestem Karol, a ty Mel, to skrót od?
-Melania. Jesteś nowy w klasie B?- należy tu dodać, że klasy A i B miały razem wf, dziewczyny wymieszane klasami oddzielnie od chłopców. One z panem Andrzejem, a chłopcy z panem Norbertem.
-Tak. Już mnie oprowadzili...
-Czekaj ty wcale nie wyglądasz na metala.- Brązowe spodnie, koszula w niebieską kratę, fajnie podkreślała brązowe oczy i włosy tego samego koloru. Był całkiem przystojny. Ale Melania z całą stanowczością nie była nim zainteresowana ,gdyż jak stwierdziła mężczyźni to zbyt dziwne istoty, aby dogadać się z kimś takim jak ona, że już nie wspomni o tworzeniu z takim cuśkiem związku. Poza tym uważała się za nie dość dobrą dla innych. Tak więc stwierdziła, że będzie starą panną i to już teraz, raz na zawsze i to kategorycznie. No i związki też są dla niej zbyt skomplikowane. Zresztą on jej też nie okazywał większego zainteresowania, oprócz związku koleżeńskiego, na który swoją drogą się zapowiadało.
-Nie przepadam za czarnym kolorem...
-Rozumiem, albo się go kocha, albo nienawidzi.-Uśmiechnęła się.
-Jak z Napoleonem- Roześmiali się.
-Lecę odnieść plecak, zaraz zacznie się wf.

On pokiwał głową, ona poleciała. Sekundę potem z szatni do przedsionku wyszły wszystkie dziewczyny, chłopcy już tam byli. Z kantorka wyszli nauczyciele. Pana Andrzeja natychmiast obiegły dziewczyny z zapytaniem „W co dzisiaj gramy?”. Odpowiedź, że w siatkę część ucieszyła, ą część zasmuciła. Lena należała do ucieszonych, od zawsze oglądała wszystkie mecze siatkówki, licząc powtórki. Uwielbiała Zaksę. Porzuciła dotychczasowy swój ulubiony klub PGE Skrę na ich rzecz. Z niecierpliwością czekała na pierwszy atak z jej strony,ale albo jej nie wychodziło, albo ktoś źle wystawił, albo w ogóle nie przyjął, albo gra kompletnie się nie kleiła. Musiała się zadowolić przerzutami na drugą stronę.Melania natomiast należała do tych średnio zasmuconych. Gra jej szła, czasem troszkę gorzej, ale szła, natomiast uważała ją za beznadziejną pod względem zasad. Nie podobało się jej to , że po popełnieniu jednego błędu już traciło się punkt. Poza tym dobrze przyjmowała, z wystawami nieco gorzej.
Weszli na halę, którą można byłoby podzielić na trzy części za pomocą kotar, wedle uznania. Były to dwie mniejsze części na obrzeżach i jedną większą pośrodku. Dziewczyny poszły na mniejszą, chłopcy dostali aż dwie. Jak zawsze.
Rozkładanie siatki. Dziewczyny, uwzględniając to, że ok. ¾ usiadło i za żadne skarby świata nie chciało się podnieść, nie radziły sobie. Pan zawołał chłopaków, przyszło paru, wśród nich znalazł się także Karol. Pech chciał, że to właśnie jemu przypadło naciąganie siatki, takim śmiesznym urządzeniem, jakby korbką. Wkręcał to w ciężki pasek metalu(nie heavy) utrzymujący siatkę i przytwierdzony do słupa. Był on jednak przytwierdzony tylko na pokrętło, przy którym wcześniej majstrował wuefista. Ten kawał metalu runął mu na rękę. Lena usłyszała krzyk, obróciła się.
Za nią stał Karol z krwawiącą ręką.
Kość wyglądała na nieźle pogruchotaną.  

czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 1.

Schronisko.

To było to miejsce, w którym Milena czuła się najlepiej. Często uważała, że lepiej rozumie zwierzęta aniżeli innych ludzi. Dlatego korzystając z każdej wolnej chwili,kierowała się dość długą drogą do Przytuliska( uważała ,że ta nazwa brzmi o wiele lepiej i cieplej od oschłej nazwy "schronisko") i zaszywała się tam na bardzo długie godziny. Z usmiechem na twarzy wracała myślami do chwil, kiedy dopiero zaczynała tę przygodę. Pierwsze porażki i pierwsze smutki, pierwsze niepowodzenia. Nie od razu było kolorowo. Potrzebowała czas na zaaklimatyzowanie się.
Nowi ludzie, nowe miejsce. Oj,tak łatwo nie było.
Lecz po poru tygodniach wiedziała,co ,gdzie,jak. Wiedziała ,w ktorych boksach są dane zwierzęta, czule i troskliwie opiekowała się psiakami z kwarantanny. Najbardziej żałowała tych staruszków,którzy całe swoje życie przesiedziały w zamknięciu i w ciągłym oczekiwaniu na swojego człowieka. Często zdarzało się tak, że nikt nie przychodził po te iskiereczki ,które z nadejściem nowego człowieka ,świeciły coraz jaśniejszym światłem.
Lecz to światło nie działało. Ludziska nie dostrzegały błagalnego spojrzenia, łapki pomiedzy kratami. Obojętnie podążali wzdłuż następnych boksów, szukając młodego,wesołego i pięknisiego psiaka,który spełniłby ich oczekiwania. Do adopcji szły zazwyczaj  szczenięta, psy do lat 2 i przede wszystkim nieduże zwierzęta. Trzymanie dobermana, owczarka lub psa "powyżej kolan" było niezwykle uciążliwym problemem. Takie słowa najczęściej padały z ust przyszłych właścicieli. Ilekroć Mielna oprowadzała ludzi po schronisku, kładła nacisk na większe psy. Na nich też zależało Lenie. Duże psy były też zazwyczaj stare, co także nie przypadało ludziom do gustu.

Lena jako pierwsza stała się wolontariuszką w Przytulisku z ich klasy. Z czasem, gdy z Melanią były na etapie "zapoznawania" opowiadała jej o zwierzakach. Właściwie nie było by dnia,kiedy by o nich nie mówiła. Mel miała czasem tego dosyć, delikatnie przypominała Lenie o innym świecie.
Inny świat... Dokładnie w takim widziala siebie Milena. Uważała, że nie pasuje do ludzi ze swojego otoczenia,klasy ,szkoły,ulicy. Mówiąc o swym hobby chłopakom, zazwyczaj kończyło się tak samo. Pogardą i atakiem śmiechu z ich strony. Empatia? Wrażliwość? Nie,takich słów nie znali.
Dlatego bardzo ucieszyła się,kiedy poznała Melkę. Nie mogła na zbyt wiele sobie pozwolić, ale ona rozumiała ją najlepiej. Najpierw połączyły je glany, muzyka ,a potem.... zwierzęta. W taki sposób Melania została wolontariuszką. Mel kochała zwierzęta, może nie tak szaleńczo, jak jej przyjaciółka,ale była gotowa na wiele.  Kiedyś we dwie opuściły upragniony wypad z klasą do kina, ponieważ w schronisku miały przybyć wyrzucone, zawinięte w ręcznik, maleńkie szczeniaki.

Oczywiście wszystkie te czynniki sprawiały, że dziewczyny stawały się coraz mniej lubiane. Prawda była taka,że Melania miała więcej koleżanek, ba! W swoim gronie miała także kilku kolegów. Łatwiej jej było nawiązywać kontakty z rówieśnikami, była na ogół miła. Nie to, co Milena. Ta z kolei była bezwzględnie szczera, nie lubiła słodzić. Przez to wiele osób jej nie lubiło.
Wielu ludzi zastanawiało się, jak te dwa skrajne przeciwieństwa się dogadują.  Bywały między nimi sprzeczki, czasem nawet poważne, ale Mel szybko wyciągała rękę na zgodę. Nigdy, ale to przenigdy powodem kłótni i nieporozumień nie były zwierzęta.

Idąc do Przytuliska nie uzgadniały po drodze, która co będzie robić. Każda przed wyjściem miała ustalony cel i zamierzała go zrealizować. Mel zazwyczaj oddawała się kotom, natomiast Lenie frajdę sprawiało przebywanie z psami. Lubiła je wyprowadzać, uczyć podstawowych komend. Często brała wszystkie psy z danego boksu i szła z nimi na wybieg. Biegała razem z nimi, przez co nawet pracownicy schroniska patrzyli na nią z rozbawieniem. Wracając do Melanii, ona z kolei ubóstwiała kociaki. W kociarni przebywała długo, czasem zapominała o Mielnie. Czesała,przytulała ,kochała. Opiekowała się poszkodowanymi kotami, bez oczka, bez łapy. I ta miłość oraz szacunek do każdego gatunku zwierząt,bez względu na wiek ,stan zdrowia, psychikę połączyła je na długi czas.